Stały w szeregu. Wszystkie animatroniki. Niby zwykłe roboty, a i tak właściciel pizzerii dokładnie im coś tłumaczył. Był do nich przywiązany, mimo to nie wiedział o nich wszystkiego. Nie wiedział, że nie kierują nimi jedynie zwykła sztuczna inteligencja, nie umiał tego zauważyć. W środku nich naprawdę czaiły się te prawdziwe uczucia, ich serca i dusze, ale muszą to zachować dla siebie. Tak będzie lepiej. Pierwsza stała Chica, urocza blondowłosa dziewczynka, ubrana w swoją sukienkę. Tuż obok niej z nogi na nogę przystępował Bonnie w swoim uniformie kelnera, który jak zwykle niechlujnie leżał na nim, bo mu się nie chciało, jak to zawsze mówił. Dalej pilnie wszystkiego słuchał Freddy, który serio wszystko traktował to poważnie. Na samym końcu chłopak o wręcz czerwonych włosach bawił się guzikami swojego płaszcza, jakby miał to wszystko gdzieś.
-Na pewno zauważyliście, że jest trudno, moi drodzy. - mówił dalej właściciel. - Dlatego postanowiłem wprowadzić parę zmian, od dzisiaj będziecie mieć pomocników.
Wszyscy jak na zawołanie wbili w niego wzrok. Nie uznał tego za ludzkie zachowanie. Animatroniki tak już mają, co nie? Jednak i tak odczuł presję pod ich spojrzeniem.
-Sami przyznacie, że jesteście już trochę starzy. Przyda wam się wsparcie. Dlatego pragnę wam przedstawić wasze nowsze wersje! Toy animatroniki.
Przez wejście do pokoju wmaszerowały równo cztery postaci i stanęły na przeciwko animatroników. Uśmiechały się miło. Były podobne to swoich pierwowzorów, ale bardziej kolorowe.
-Będą się uczyć od was. Musicie im wszystko pokazać. - po czym wyszedł z pomieszczenia.
Chwilę jeszcze stali jak debile i się w siebie wpatrywali. Pierwszy odważył się Bonnie, który podszedł do swojej toy wersji i zaczął się jej przyglądać.
-To ma mnie zastąpić? - spytał zbulwersowany.
-Jakie to?! Wypraszam sobie. - oburzył się błękitny królik.
Stare animatroniki zdziwiło to zachowanie, przecież one już są zwykłymi robotami, chyba, że...
-To nie fair! - rozległ się krzyk Chici.
Aby spojrzeć Toy Chice w oczy musiała nieźle zadrzeć swoją główkę. Otóż jej wersja kolorystycznie podobna, co innego do ciała. Tutaj, jakby to określić, wyglądała na kobietę i stanowiła z Chicą niezły kontrast. Zdawało się, że Toy Chica ma z tego niezły ubaw. W tym samym czasie Toy Freddy podszedł do swojego prototypu i ściszonym głosem, wpatrując się w niego morderczo, wypowiedział:
-Jesteś stary, dlatego tu jestem, bo jestem... Lepszy!
Po chwili Freddiego można było znaleźć w kącie, przeżywającego depresję. Kilka osób próbowało go pocieszyć. Największe zdziwienie na wszystkich wywołał jednak Toy Foxy. Jak miały być ich podobieństwem to ten prócz tego, że był lisem nie był w żadnym gramie podobny. Zaczynając od tego, że była to tak naprawdę dziewczyna. dominowały na niej kolory bieli i jasnego różu, na jej ramieniu siedziała papuga. Była niższa od Foxiego o głowę, elementami podobnymi były ich uszy i puszyste ogony.
-Dzień dobry. - przesylabowała. - Proszę pana.
Foxiemu niebezpiecznie zadrgała powieka. Jaki zaś pan? Jednak jego morderczy wzrok nic nie zadziałał na tą emanującą szczęściem osóbkę. Wpatrywali się długo w siebie, ale nie tylko oni. Większość albo się się sprzeczała albo się akurat zabijała. Całą sytuację ogarnął Toy Freddie.
-Ok, niedługo otwierają, nie? Musimy być przygotowani.
-To moja robota, żeby was zaganiać! - krzyknął Freddy.
-Tyle, że ja jestem... Lepszy!
Po czym znów się zaczęli kłócić. Reszta wpadła w panikę, ponieważ to Freddy zawsze był tym odpowiedzialnym i mówił co mają robić. Ogółem wszystko było jednym wielkim chaosem, a przyglądały się temu dwa lisy. Jak nie trudno się domyślić temu czerwonemu gdyby mogła żyłka dawno już by pękła.
-Cisza! - wydarł się, a w sali zapanowała grobowa cisza.- Każdy jak widzę podekscytowany i w ogóle i w szczególe, ale prawda taka, że zaraz powinniśmy być na swoich stanowiskach. Zwracam się teraz do wszystkich animatroników z mojego pokolenia, jeśli tak mogę to nazwać. - zamyślił się. - Jesteście w tej chwili odpowiedzialni za swoje toy wersje i to na was jak na razie będą spadać konsekwencje, wiec nie radzę kombinować.
Po czym spojrzał na tych dwóch geniuszy w postaci królików, którzy właśnie coś spiskowali w kącie depresji Freddiego.
-Czy wyraziłem się jasno? - zgrzytnął zębami Foxy.
-T-Tak jest. - zadrżeli i się przytulili.
Po czym odwrócił się na pięcie I wymaszerował z pokoju. Po chwili usłyszał ciche tupanie tuż za nim o równym tempie. Zatrzymał się a białowłosa wpadła na niego. Racja, opierdzialając tamtych i robiąc im obowiązków, sam na siebie zrzucił nie mały.
- Za co my jesteśmy odpowiedzialni, panie Foxy? - zapytała go.
-Nie nazywaj mnie tak. - speszył się. - Powiedzmy, że wygląda to tak: Freddy jest od organizowania ogólnej zabawy i śpiewa, Bonnie jest od muzyki, Chica jest kimś w rodzaju kelnera, my natomiast opiekuje my się miejscem, gdzie dzieci się bawią i naszym zadaniem jest zapewnienie im zabawy. Oczywiście pomagamy sobie nawzajem jeśli tylko możemy. - próbował jej wytłumaczyć.
Nie był do niej przekonany tak samo jak do całej reszty. Po co to wszystko? Do tej pory nie było żadnych problemów. Teraz będą one na sto procent. W dodatku zachowanie toy go ciekawiły. Były jak one, a jednak były święcie przekonane, że są robotami. Nie zaprzątając sobie tym głowy dotarł do swojej przystani. Teraz będzie ją musiał dzielić z kimś. A zawsze się cieszył, że jako jedyny ma jakie takie własne miejsce. Nagle usłyszał kolejne sprzeczki miał już tam iść gdy dobiegł go głos z nim.
-Co mam robić, pro...- przerwała w połowie słowa, przypominając sobie co mówił. - Foxy.
-Eee, weź to wszystko ogarnij. - machnął rękę, próbując szybko jej znaleźć prace.
Po czym udał się do tych wszystkich wrzasków. Okazało się, że ToyChica chciała śpiewać, a Freddy nie chciał dać jej tej roli. W międzyczasie Bonni zdemolowały połowę restauracji.
-Nie wierzę. - westchnął do siebie Foxy.
Miał zamiar właśnie ich wszystkich ogarnąć, gdy wkroczył właściciel, który sam to załatwił. Jemu też się dostało, bo nie był na swoim miejscu. Wyszło, że to Toy Foxy jest najgrzeczniejsza i właśnie kończyła układać kredki do pudełka.
Dokładnie 10 minut później pizzeria została otwarta, a ludzie zaczęli się powoli schodzić dopiero po południu. Oczywiście hitem były nowe animatroniki wśród dzieci. Były obskakiwane z każdej strony, ogólny krzyki szczęścia i radości. Możliwe, że jedynie Chica nie do końca utraciła swoją sławę. Była jedyną osobą, która wiekowo przypominała dzieci, odwiedzające lokal, a swój do swego ciągnie. Toy Bonnie i Bonnie dawali popisówki na gitarze, co wszystkich nieźle wprawiło w ruch. Sytuację wykorzystali Freddie i jego Toy przyjaciel, którzy na zmianę jak na zawodach komentowali lub wymyślali nowe rozrywki, typu kto pierwszy odgadnie grany właśnie utwór. Nie dało się ukryć, że Toy chica miała powodzenie u starszych klientów restauracji, jednak największe gwar tłumił się w pirackiej zatoce. Dziewczynki były zachwycone nowym robotem, który był w jak najbardziej odpowiednich dla nich barw, lecz inni również wykazywali niemałe zainteresowanie. Okazało się, że Toy Foxy jest stworzona do zabawy z dziećmi. Była uzdolniona i uczyła je jak rysować rózne rzeczy, świetnie się wgrała w rolę pirata. Foxiemu odpowiadało to wszystko. Jego obowiązkiem pozostało co jakiś czas walnąć tekstem typu "Ahoj załogo!" i zając się niedobitkami, które nie złapały się na urok jego współpracowniczki. Pizzeria tętniła życiem jak nigdy wcześniej, a klienci długo by jeszcze siedzieli, gdyby nie uświadomiono, że zbliża się godzina zamknięcia.
-Stróż nocny dziś nie przyjdzie! - ktoś zawołał na wychodne.
Przeź twarze starszych animatroników przeleciał cień uśmiechu. Gdy wyszedł ostatni z pracowników, zaczęło się.
-To skoro mamy wolny lokal, to... co robimy? - zatarł ręce Bonnie.
-Ja proponuję ustalić parę zasad. Typu "szacunek do starszych". - warknęła Chica, która od początku dnia wysłuchuje, że jej nowa wersja nie będzie się słuchać dziecka.
-Słusznie. - potwierdził Freddy. - Prócz tego powinniśmy przekazać im przepisy panujące tutaj.
Po czym wszyscy spojrzeli na swoje toy wersje, które nie były niczego świadome.
-Zwołuję naradę! - Krzyknął Freddy.
Większość niechętnie, ale jednak usiadła do stołu, wskazany przez niego. Tłumaczenie jaka polityka obowiązuje tutaj nie zajęła zbyt dużo czasu. Wszystko było proste. Słuchać się starszych. Poszło szybko i zgrabnie.
- Jakieś pytania?
Zgłosił się Toy Bonnie machając szalenie ręką. Po krótkim "slucham" zaczął terkotać.
-nie chce być nazywany Toy Bonnie, no to brzmi jakbym był jakąś wersja niego, a nikt by nie chciał być jego wersja.
-Ale ty jesteś moją wersja. - uświadomił go Bonnie. - Debilu jeden.
-Chcę być Bonbon. - upierał się.
-To jeszcze gorzej brzmi.
-Wcale, że nie głupku jeden!
I zaczęli się nawalać. Reszta postanowiła ich zostawić, bo mieli ich tak szczerze dosyć, dlatego mogli zając się sobą nie wadząc nikomu.
-Toy... znaczy Bonbon ma racje, to głupio się nazywać po kimś plus jakiś człon. Chcemy mieć własne imiona.- dodała Toy Chica.
-A więc proszę, droga wolna. Słuchamy waszych propozycji. - odpowiedział Foxy od niechcenia, bujając się na krześle.
-Ja chcę być po prostu Chi, Zauważyłam, że przylgnęło do mnie to imię. - po czym machnęła swoimi włosami tuż przed twarzą Chici.
-Jestem oazą spokoju, oazą spokoju. - powtarzała rozrywając obrus dziewczynka.
Foxy pogłaskał ją po głowie i próbował odwrócić jej uwagę od wkurzających faktów kiedy kolejna osoba zaczęła mówić:
-Wezmę przykład z Chi i również skrócę imię. Wyjdzie nam Fred, od dzisiaj proszę mnie tak nazywać. - wygłosił swój monolog.
Wszyscy mieli zamiar się zebrać, kiedy Foxy przypomniał im jeszcze o jednej osobie.
-Jeszcze ona. - wskazał swoją wersję.
Do tej pory była cicho, mimo to była w temacie i wiedziała o co chodzi
-Fro. - uśmiechnęła się. - Nie wiem czemu, ale coś to imię mi przypomina, więc jeśli mogę, to chciałabym wybrać Fro.
Skinęli na znak zgody. Przypomina. Robotom nie może się nic przypomnieć. Roboty mają wszystko zaprogramowane i wwiercone w ich umysły.
-Idioci!!! - wydarły się równie blondynki, obsypane całościowo mąką.
W tej chwili króliki uciekały już, gdzie pieprz rośnie, wiedząc do czego mogą być obie zdolne. Inni starali się ich kontrolować, aby naprawy nie musiały pokryć pensji wszystkich pracowników razem wziętych.
~*~
To chyba najgorszy rozdział jaki napisałam .-. po prostu fabuła jest taka dziwna i napisanie tego, aby miało ręce i nogi i było klarowne, żebyście trochę ogarnęli temat, ale tak się nie da. próbowałam jak najlepiej ubrać to w słowa, ale... ten pierwszy rozdział był chyba moim największym wyzwaniem. Mam nadzieję, że coś rozumiecie. Z biegiem zdarzeń chyba coraz bardziej będziecie ogarniać wszystko, albo, albo... Możecie mnie pobić ;-;